czwartek, 5 marca 2015

2014

Lepiej późno niż później. Bo życie lubi zaskakiwać.
Czas na podróżnicze podsumowanie roku 2014 (a zarazem małe spoilery, bo zaległości trochę jest).

W aż 8 spośród 12 miesięcy udało mi się wyrwać z domu choć na jakiś czas. Biorąc pod uwagę że styczeń i czerwiec to czas sesyjny, myślę, że wynik jest niezły. Podróże może nie były nie wiadomo jak egzotyczne, długie i szalone, ale były, a chyba to się liczy, prawda? :)

Po styczniowych przygotowaniach do egzaminów nadszedł czas na zasłużony odpoczynek- lutowy, nostalgiczny wypad do Finlandii, którą z takim żalem opuszczałam we wrześniu.
W marcu odkrywałam Kraków od nowa, odwiedzając koleżankę poznaną w Jyvaskyli.
Majówkę spędziłam, bawiąc się ze znajomymi na Gitarowym Rekordzie Guinessa we Wrocławiu.
W czerwcu pilnie się uczyłam (z nadzieją na zapewnienie sobie wolnego września), przerywając te ciężkie chwile myślami o upragnionych wakacjach.
Czas od drugiego tygodnia lipca do drugiego tygodnia września spędziłam pracując jako au pair w Hiszpanii u wspaniałej rodziny pod Madrytem. W weekendy nie próżnowałam- udało mi się odwiedzić także kolejno Toledo, Segovię, Walencję, Bilbao i San Juan de Gatzelugatxe, Sevillę, Barcelonę, Granadę oraz Saragossę.
Druga połowa września to już spontaniczny powrót do domu- pociągami przez Europę. Zmieniając kraj co 2 dni, żeby nie było za nudno :D Kolejne pozytywne doświadczenia z biletem Interrail. Trasa Barcelona-Avignon-Nicea-Mediolan-Zurich-Bruksela-Amsterdam-Szczecin-Warszawa pokonana w 18 dni, 48 pociągami w których spędziłyśmy z moją 1 niezawodną towarzyszką podróży łącznie 32h. Niezapomniane wrażenia przede wszystkim dzięki 8 niesamowitym hostom z Couchsurfingu.
W październiku w końcu udało nam się wyhaczyć długo wyczekiwane tanie loty do Londynu, gdzie miałyśmy okazję doświadczyć brytyjskiej gościnności oraz spotkać moich znajomych poznanych to tu, to tam.
Dzięki nowej trasie Polskiego Busa jeden w listopadowych weekendów mogłam ponownie odwiedzić Wilno. Gościłam u siebie również koleżankę z Ukrainy, poznaną w Madrycie.

Jak wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc pozostaje tylko czekać co przyniesie 2015...Tymczasem może zajmę się opisywaniem, tego co już było ;) Kto chce poczytać?
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz